Wsiadłam na rower

Wsiadłam dzisiaj na rower i tym samym rozpoczęłam sezon rowerowy. Zawodową, ba nawet amataroską, cyklistką nie jestem i teraz boli mnie wszystko, a szczególnie to, czego publiczne nie wypada nazywać. Rower w zimie to bowiem off road pierwsza klasa – Warszawa jest zdecydowanie nieprzygotowana na zimowe rowerowe podboje. Albo chodniki w ogóle nie są odśnieżone, albo śnieg z nich został zgarnięty wprost na ścieżki rowerowe. Po ulicy z jedną działającą lampką boję się jeździć, więc przez godzinny powrót do domu musiałam walczyć z tymi wszystkimi kupami śniegu, ślizgającymi się kołami i drzwiami otwieranymi prawie na moim przednim kole. Ale za to ludzie jakby przyjemniejsi niż na wiosnę:) Jakby podświadomie wiedzieli, że już miasto i pogoda nie ułatwiają życia, więc chociaż oni pomogą i zejdą z drogi bez narzekania na tych hipsterów na rowerach.

Zimno? Ani trochę! Rękawiczki na rękach to podstawa, ale po za tym softshell i zwykła bluza na grzbiecie wystarczyły mi w zupełności. Gorzej z czasem, bo trasą, którą do tej pory pokonywałam w 30 minut dzisiaj wlokłam się ponad godzinę, ale przy słuchawkach na uszach i dobrym radiu (czyt. TOK FM) nie zanudziłam się na śmierć. Wszem i wobec oświadczam więc, że na rowerach już można jeździć!

A teraz czekam na rady i podpowiedzi, co zrobić i o czym pamiętać, żeby zima i miasto nie dawały tak w kość, a jazda do pracy stała się samą przyjemnością.

20130214-204926.jpg

A może tak zabrać rower i wyjechać w ciepłe kraje?

20130214-205039.jpg